środa, 18 października 2017

M jak MIKOŁAJ

Witajcie, Kochani, po krótkiej przerwie :-)
A przerwa, jak wiecie, była na metryczkę. 
Skończyłam ją 4 dni temu. Te cztery dni zajęły mi oprawa i sesja zdjęciowa. Niestety w warunkach słabego oświetlenia, dlatego proszę o wyrozumiałość, bo fotki są marne :-(
Haftowało się baaardzo przyjemnie. Jakkolwiek nie lubię powtórek, to gdyby mi przyszło wyszyć ją jeszcze raz, chętnie bym to zrobiła. Może tym razem dla dziewczynki...?
Oto efekt mojej pracy z myszowatym czy szczurkowatym... sama nie wiem ;-)












W oprawie prezentuje się tak:














Kolory na tych trzech poniższych zdjęciach są najbardziej zbliżone do oryginalnych (zależnie od światła):





I jak? Może być?

A teraz wracam do ikony :-)
Ale nim chwycę za igłę, podziękuję serdecznie za miłe słowa, za obecność, za gorące serca tak motywujące mnie do działania :-)
Radości Wam życzę z każdego wykonanego ściegu, każdego machnięcia szydełkiem czy następnego rzędu dzierganego drutami, z każdego naklejonego na kartkę elementu... jednym słowem z każdego aktu twórczego :-)
Do sklikania!
Pa

niedziela, 8 października 2017

Igła w ruchu

Witam się z Wami, Najmilsi, po małej przerwie.
Uprzejmie donoszę, że zgodnie z moją zapowiedzią siedzę wciąż nad ikoną i od ostatniego wpisu trochę krzyżyków na niej przybyło. Miałam nie brać się za nic innego do momentu zakończenia tej pracy. Ale jak tu odmówić prośbie mojej koleżanki, gdy chodzi o metryczkę? No, nie uchodzi, panie dzieju, nie uchodzi!
Powstaje więc na tę szczególną okoliczność myszowate, całe w beżach z dodatkiem bieli :-) Ciszę się, że wybór padł na ten wzór, bo zawsze chciałam go wyhaftować. 
Zdjęcie cyknęłam wczoraj, więc dziś praca jest nieco bardziej zaawansowana. Uchylam rąbka tajemnicy...



Mimo nieustannej szarugi oraz szaleństw tego piekielnika Ksawerego, co to mnie prądu i wody na niemal trzy godziny pozbawił i drzew niemało powalił nie tylko w lesie, ale i w mieście, zdołałam jednak złapać kilka promyków słonka, co widać na zdjęciu :-)
A że mi Ksawery nie straszny, to i do lasu wybrać się trzeba było, żeby sprawdzić, czy las na swoim miejscu stoi.
Tym bardziej, że to ostatnia pora na zbieranie borowików :-) 
Tym razem znalazłam czternaście. Nie muszę się więc martwić o zupę grzybową na Wigilię :-)
Prócz borowików w koszyku znalazły się też podgrzybki, kozaki i maślaczki. Aparatu do lasu nie zabierałam, bo przeszkadza w zbieraniu, więc tylko jedno zdjęcie po przyjściu do domu zrobiłam dla uwiecznienia chwili :-)



Zapach suszonych grzybów do dziś czuję, a "duszonka" z cebulą, solą, pieprzem i śmietaną smakuje wybornie :-)

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystkie miłe komentarze oraz trzymanie kciuków za ikonę :-)
Do sklikania -
Wasza Chranna